Państwo Krajnik z Trzebieszewa i ich rodzina zastępcza dla jedenaściorga dzieci. Wywiad Kamień.PLUS
Na samym końcu Trzebieszewa jest piękny, poniemiecki dworek otoczony żywopłotem. Cisza, spokój. Na asfaltowej drodze rozrysowane pola do gier. Przekraczamy bramę wejściową, na podwórzu mężczyzna naprawia autobus. Słysząc kroki, wydobywa się spod maski i wita nas z szerokim uśmiechem — Dzieciaki jadą w góry do sanatorium, a akurat padł silnik — oznajmia.

O realiach prowadzenia profesjonalnej rodziny zastępczej rozmawiamy z Państwem Krajnik — Beatą i Michałem, którzy prowadzą Rodzinny Dom dla Dzieci w Trzebieszewie, gdzie wychowuje się jedenaścioro dzieci. Pytamy o motywacje, codzienność i wyzwania związane z opieką zastępczą.

Jak podjęli Państwo decyzję o zostaniu rodziną zastępczą?
Michał Krajnik: Byliśmy normalną rodziną z dwójką dzieci, mieszkaliśmy w Szczecinie. Żyliśmy intensywnie, mijaliśmy się w ciągu dnia z powodu pracy. Po rezygnacji z wojska pomagałem żonie w jej gabinecie kosmetycznym. Biznes szedł świetnie, ale doszliśmy do wniosku, że musimy coś zmienić. Wtedy pomyśleliśmy o zaopiekowaniu się dziećmi.

Moją inspiracją był tata, który świetnie zajmował się dziećmi, i służba wojskowa, gdzie pracowałem w logistyce i zajmowałem się żołnierzami — to trochę podobne. Mój kolega opowiadał o swoim doświadczeniu z przyjmowania dziewczynki z placówki wychowawczej na święta. Ta idea zaczęła gdzieś kiełkować.
Przełomem było spotkanie z chłopcami z państwowego domu dziecka w Szczecinie. Dzieciaki robiły „bazę” i kopały do niej okop. Miałem wojskową saperkę, poszedłem więc po nią i zawołałem jednego z chłopaków. Przekazałem mu łopatkę, bezzwrotnie, ku niesamowitej radości i wdzięczności całej grupy. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że to normalne dzieci, a nie takie, którymi się straszy. Dzieci, które zasługują na szczęśliwe życie.
Jak wygląda proces, żeby zostać taką rodziną zawodową? Co trzeba spełnić?
Trzeba złożyć wniosek do MOPR-u lub PCPR-u, dostarczyć zaświadczenia o niekaralności i o tym, że nie figuruje się w rejestrze osób skazanych za przestępstwa seksualne. Przynajmniej jedna osoba musi wykazać dochody, żeby nie było sytuacji, że rodzina żyje z pieniędzy na dzieci. Dochody pokazują też, że radzimy sobie w życiu.
Urzędy twierdzą, że trzeba mieć własne mieszkanie, ale z naszego doświadczenia wiemy, że przy większej liczbie dzieci urząd może wynająć lokal. Potrzebne jest też zaświadczenie lekarskie. Następnie jest spotkanie i test psychologiczny. Kluczowym etapem jest szkolenie dla kandydatów, które trwa około czterech miesięcy. Obecnie można zrobić szkolenie online. Cały proces od decyzji do przyjęcia pierwszego dziecka trwał u nas prawie rok, ale teraz może być szybciej. Warto pamiętać, że nie ma rejonizacji – można zgłosić się do MOPR-u/PCPR-u w innym mieście, np. w Szczecinie, jeśli lokalny urząd nie oferuje dobrych warunków czy wsparcia.
Czy każdy może zostać rodziną zastępczą? Kto się do tego nadaje?
To jest praca, która musi przynosić satysfakcję i trzeba chcieć ją wykonywać. Dobrze odnajdą się w tym ludzie, którzy są społecznikami, działali w harcerstwie, lubią przebywać w większym gronie. Nie jest to dla młodych ludzi, którzy szukają siebie np. studentów. Najlepszymi kandydatami wydają się osoby w wieku 30-40 lat, które mają już własne, dorastające dzieci, doświadczenie w wychowaniu i wiedzą czego chcą. Także osoby, które z powodzeniem prowadziły własną działalność, bo taka praca wymaga organizacji, przewidywania i zarządzania. Urzędnicy czasem zarzucają nam, że mówimy o tym jak o firmie, ale tak musi być – musi być czas i pieniądze, wszystko musi działać jak w zegarku. Nie jest to praca dla osób, które stawiają swój komfort i czas wolny ponad potrzeby dzieci. Trzeba chcieć poświęcić dzieciom siebie, a nie myśleć, że wychowa je telefon.

Skąd trafiają do Państwa dzieci? Jak wygląda sytuacja w systemie opieki zastępczej w Polsce?
Dzieci trafiają do pieczy zastępczej, gdy dzieje się coś złego w domu – zgłasza to szkoła, lekarz, sąsiedzi. Sąd wydaje postanowienie o zabezpieczeniu dzieci. Powinny najpierw trafiać do pogotowia rodzinnego (na krótko), a potem do rodzin zastępczych czy placówek. Ogromnym problemem jest brak miejsc. W Szczecinie jest 100 postanowień sądu o zabezpieczeniu dzieci, których nie można odebrać z domów mimo dramatycznych warunków, bo nie ma ich gdzie umieścić. Dzieci czekają w tych domach. Miejsca w placówkach czy pogotowiach są natychmiast zapełniane. Dzieci zabierane są głównie z powodu alkoholizmu, narkomanii czy niewydolności wychowawczej rodziców. Panuje mit, że dzieci zabierane są często z biedy — to nieprawda, państwo wtedy stara się pomagać rodzinie. Niestety rodzice biologiczni często nie chcą się zmieniać ani korzystać z pomocy.
Jak wygląda wasza codzienność z jedenaściorgiem dzieci?
Każdy tydzień jest inny, ale jest też rutyna, zwłaszcza w roku szkolnym. Podczas pandemii, dzieci przeszły na edukację domową i do tej pory większość z nich uczy się w ten sposób, co ułatwia logistykę. Dzieci zdają egzaminy klasyfikacyjne. Staramy się, żeby miały zorganizowany dzień. Nie odczuwamy zmęczenia fizycznego dzięki organizacji i pomocy starszych dzieci – sprzątają, robią pranie. Mamy panią do pomocy w kuchni i panią, która pomaga w edukacji młodszych. Najstarsza córka uwielbia gotować i przyrządza pyszne dania dla wszystkich. Mamy wyznaczone rejony sprzątania, losujemy je. Najbardziej męczące jest zmęczenie psychiczne związane ze sprawami administracyjnymi dzieci i kontaktami z rodzicami biologicznymi.
Do Pana Michała niedługo potem dzwoni telefon w sprawie internatu jednej ze starszych dziewczynek, znika więc na jakiś czas.
W trakcie naszej rozmowy podobnych telefonów jest kilka.
Jaki jest wasz główny cel w opiece nad dziećmi i jak go realizujecie?
Nasz główny cel to, żeby dzieci nigdy nie chciały wrócić do środowiska, z którego wyszły, i żeby ich przyszłe dzieci nigdy nie trafiły do pieczy zastępczej. Chcemy przerwać ten krąg.

Dzieci rozwijają się twórczo.

Pokazujemy im, że jest fajny świat, ładny dom, że można żyć inaczej niż ich rodzice. Pokazujemy, że warto pracować, płacić podatki. Że po prostu jest po co. Najważniejszą metodą jest własny przykład. Nie mówimy dzieciom, tylko pokazujemy. Jeździmy razem na rolkach, wszyscy w kaskach i ochraniaczach. Wszyscy, czyli my też, a dzieciaki uczą się za naszym przykładem. Nie da się wprowadzać zasad, samemu ich nie przestrzegając.

Przykład jest najważniejszy.

Pokazujemy, jak się zachowywać, jak spakować. Uczymy zasad. Nawet proste codzienne czynności, jak jedzenie nożem i widelcem czy trzymanie się za rękę z żoną (często szokujące dla niektórych dzieci, którym bliskość jest obca), są dla nich lekcją. Siedzimy razem przy stole i rozmawiamy o wszystkim, każdy ma równe prawo głosu – to jest nasz „stół do ważnych rzeczy”. Uczymy ich samodzielności (sprzątanie, gotowanie, pranie). Uczymy, żeby nie śmieciły. Pokazujemy empatię, pomagamy innym. Dajemy przykład uczciwości. Mamy ogromną satysfakcję i poczucie spełnienia, jak dzieci „zdrowieją” i stają się bardziej „nasze”.

Dlaczego rolki? Spróbujcie załadować kilkanaście rowerów do samochodu — żartuje Pan Michał
Czy dzieci mają kontakt z rodzicami biologicznymi?
My jesteśmy rodziną zastępczą od 11 lat. Kontakty z rodzicami starszych dzieci zmniejszyły się, zwłaszcza po pandemii. Są bardzo rzadkie. Dzieci często nie nalegają na kontakt, wręcz czasem odmawiają spotkań. Natomiast przy nowych dzieciach tych kontaktów jest więcej. Rodzina zastępcza ma obowiązek podtrzymywać kontakty dzieci z rodzicami biologicznymi, ale nie musimy pracować z tymi rodzicami. Urzędnicy często chcieliby, żebyśmy wręcz zajmowali się również rodzicami biologicznymi, co oczywiście nie jest naszą rolą. Nie utrudniamy kontaktów. Spotkania odbywają się poza naszym domem, co jest lepsze dla wszystkich, także dla innych dzieci, które mogłyby być np. o te kontakty zazdrosne.

Co dzieje się z dziećmi, gdy kończą 18 lat?
Do 25 roku życia mogą z nami mieszkać, jeśli się uczą (szkoła policealna, studia). Otrzymują wtedy wsparcie finansowe od urzędu na start w dorosłe życie, np. w Szczecinie około 10 000 zł. Mogą się też usamodzielnić wcześniej, po 18 latach – wtedy umowa o pieczę zastępczą jest rozwiązywana. My pomagamy im wtedy znaleźć pracę czy mieszkanie. Dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności mogą zostać do 25 lat bez wymogu nauki, jeśli rodzina wyraża zgodę.

Przeprowadziliście się Państwo ze Szczecina do Trzebieszewa. Jak się tu żyje?
Mieszkamy na końcu wsi, jest cicho i spokojnie. Mamy samochód i jeździmy do Kamienia, Szczecina czy nad morze. Zakupy robimy głównie w Kamieniu czy Gryficach, musimy mieć duże zapasy jedzenia i nie tylko. Mamy spiżarkę, która wygląda jak mały sklep — przydaje się tu doświadczenie z wojskowej logistyki — nie da się przecież po prostu rano wyjść po bułki dla kilkunastu osób. Przeprowadziliśmy się tutaj, żeby siłą rzeczy zwolnić, bo życie w Szczecinie z dojazdami, korkami i terapiami dzieci było niesamowicie absorbujące. Życie na wsi jest spokojniejsze, tańsze, jest mniej pokus do wydawania pieniędzy. Mamy ogromny dom i ogród, dzieci mają dużo miejsca, nie „wpadamy na siebie”. Sąsiedzi są wspaniali i często nam pomagają, bardzo ich doceniamy.

Nauczyliśmy się żyć wolniej, odpuszczać pewne rzeczy. Wracamy zmęczeni ze Szczecina i cieszymy się na powrót do naszego spokojnego życia. Mamy więcej czasu dla dzieci, na rozmowy, wspólne aktywności jak teatr czy zabawy. Możemy swobodnie podróżować poza sezonem, gdy jest taniej i mniej ludzi.

Kury to tylko jedne ze zwierzaków, którymi zajmują się dzieci, prawie każde ma swojego “podopiecznego”. Opieka nad zwierzętami uczy odpowiedzialności i jest terapeutyczna.
Bardzo chcemy też się asymilować i integrować z lokalnym społeczeństwem. Już to robimy w Trzebieszewie, gdzie świetnie współpracuje się nam z sołtys Moniką Kosińską. Ostatnio nasze dzieci na Święto Flagi wystawiły przedstawienie patriotyczne i taniec z flagami w świetlicy wiejskiej. Była to ich własna inicjatywa. Zeszło się sporo mieszkańców, niektórzy byli poruszeni do łez. Potrzebujemy jak najwięcej takich działań, nie tylko w Trzebieszewie. Jest w nas dużo energii i chcemy brać udział, czy też nawet organizować, lub współorganizować wydarzenia, chociażby w Kamieniu.
Wspominali Państwo o trudnościach administracyjnych i braku zrozumienia. Jakie są największe wyzwania w pracy z systemem?
Często urzędnicy nie rozumieją realiów prowadzenia tak dużej rodziny.
Chcieliby, żeby było jak najtaniej, bez ponoszenia kosztów remontów czy zapewnienia odpowiednich standardów (liczba łazienek, pralek).

Dzieci mają pięknie urządzone pokoje, w których mieszkają maksymalnie po dwie osoby.
Problem stanowi współpraca między urzędami, np. PCPR w Kamieniu Pomorskim i MOPR w Szczecinie – przez to nie możemy przyjmować dzieci z naszego terenu. Kamień Pomorski chce, Szczecin już nie — sami nie mają wystarczającej ilości miejsc. Inne instytucje, jak szkoły, nie zawsze rozumieją logistykę dużej rodziny, np. brak możliwości przyjścia na zebranie, bo człowiek się po prostu nie rozdwoi. Czasem zdarzają się też niefajne sytuacje z lekarzami, którzy nie rozumieją sytuacji dziecka z pieczy zastępczej. Jeden lekarz, podczas wizyty powiedział do nas „takie sobie zrobiliście, to takie macie”.
Potrzeby dzieci są ogromne, ale brakuje miejsc i odpowiednich warunków w systemie. Potrzebne są warunki, które zachęcą ludzi do tej pracy, nie tylko mówienie o misji czy darze serca. Administracja często po prostu nie rozumie naszej sytuacji, która trzeba przyznać, jest nietypowa. Czasem to zrozumienie się pojawia po wytłumaczeniu, czasem nie. Świetnie zaś współpracuje się nam z Kamieńskim Domem Kultury, gdzie dzieci uczęszczają na zajęcia, co prawda odpłatne, ale Pani Dyrektor Michałowska jest zawsze bardzo entuzjastyczna i okazuje duże zrozumienie.
Na koniec, co poradziliby Państwo osobom, które myślą o zostaniu rodziną zastępczą?
Trzeba chcieć pomagać dzieciom i mieć w sobie tę potrzebę. Ważne jest doświadczenie życiowe i w pracy z dziećmi. Przydatne są umiejętności organizacyjne. Myślę, że warto spróbować, dopóki się nie spróbuje, nie wiadomo, czy to jest dla nas. Można przyjść do nas przed zgłoszeniem się do urzędu, żeby dowiedzieć się więcej i wiedzieć, o co pytać w PCPRze/MOPRze. Możemy nawet towarzyszyć podczas wizyty w urzędzie. Pamiętajcie, że nie ma rejonizacji, można zgłosić się do urzędu, który oferuje lepsze warunki. Potrzeby są ogromne w całej Polsce. Fundacje również mogą prowadzić rodzinne domy dziecka. To specyficzna praca, która ciągle przeplata się z życiem osobistym. Wymaga budowania dobrych relacji i ustalania zasad. Ale daje ogromną satysfakcję.

Dziękujemy za rozmowę!
Zaobserwujcie stronę Rodzinnego Domu Dla Dzieci na Facebooku — LINK!
Dziękujemy za miłe komentarze! Staramy się, aby dzieci miały bezpieczny, dobry dom. To jest wyjątkowa praca, bo praca dla dzieci, z dziećmi, z emocjami, z relacjami. Zapraszamy na nasz profil na Facebooku, można nas także odwiedzić w Trzebieszewie.
Rewelacja!
😍Wow, jestem pełna podziwu.❣️
Moje gratulacje ‼️‼️‼️
Super rodzinka 👍
Wszystkiego dobrego życzę ❣️
Ważny artykuł. Ten przykład robi lepszą robotę niż jakikolwiek plakat.
♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️♥️
Wspaniali ludzie