Tragiczne w skutkach pobicie Gracjana M. w Międzyzdrojach. Prokuratura łagodzi zarzuty — głos zabrał brat ofiary
Prokuratura Rejonowa w Świnoujściu zmieniła zarzuty wobec 22-letniego Ernesta W., który w maju zaatakował 47-letniego Gracjana M. w centrum Międzyzdrojów. Mężczyzna zmarł kilka dni później w szpitalu.
Śledczy początkowo oskarżyli napastnika o ciężki uszczerbek na zdrowiu, jednak po sekcji zwłok uznano, że przyczyną śmierci było pęknięcie tętniaka mózgu, a nie skutki pobicia. Zarzuty zostały złagodzone do naruszenia nietykalności i gróźb karalnych. Oskarżony opuścił już wcześniej areszt — po wycofaniu poprzednich zarzutów.
Rodzina zmarłego nie zgadza się z ustaleniami i zapowiada prywatną ekspertyzę. Świadkowie twierdzą, że Gracjan został uderzony, przewrócony i kopany w głowę.
Brat ofiary zabiera głos
Tak o sprawie wypowiedział się brat ofiary dla Głosu Szczecińskiego:
Z zeznań świadków wynika, że podejrzany wraz z kolegą szli przed moim bratem. Ernestowi W. miało się nie spodobać, że brat szedł za nimi, w wyniku czego został uderzony, popychany i kopany. Niezależnie od stanu zdrowia ofiary, takie zachowanie to przemoc, która mogła bezpośrednio doprowadzić do śmierci. W opinii z sekcji zwłok nie uwzględniono jednak zeznań świadków, którzy wskazują, że brat został uderzony pięścią w głowę, popchnięty na ulicę, gdzie uderzył głową o jezdnię, a następnie, co najmniej dwukrotnie kopnięty w głowę. Monitoring i relacje świadków to potwierdzają, mimo że biegli uznali, iż nie ma śladów pobicia.

Przed zajściem, ofiara miała przebywać wraz ze sprawcą w jednym lokalu:
Grupa osób siedząca w rogu lokalu zawołała mojego brata do siebie. Z relacji świadków oraz z dostępnych mi zeznań wynika, że po podejściu zaczęli się z niego wyśmiewać i kierować w jego stronę groźby, w tym obraźliwe słowa. Główny agresor mężczyzna w białej bluzie z kapturem z napisem i nadrukiem na plecach miał zwracać się do mojego brata wulgarnymi słowami. Na nagraniach widać wyraźnie, że ten mężczyzna wykazuje wobec brata agresję – wielokrotnie wstaje, wymachuje rękami, próbuje podchodzić, podczas gdy jego koledzy próbują go powstrzymywać. Mój brat przez cały ten czas siedzi spokojnie, z założonymi rękami, nie odpowiadając agresją.

Agresor miał cały czas „problem” do mojego brata. Podobno grupa ubzdurała sobie, że brat jest „pedofilem”, ponieważ wcześniej zapytał rodziców dziecka, które było w barze, czy może kupić dziewczynce lizaki. Dziecko nie mogło się zdecydować, więc brat podniósł je i kupił wszystkie lizaki dostępne w barze. — Brat ofiary miał również zaznaczyć, że rodzice dziewczynki wypowiedzieli się bardzo pozytywnie o ofierze, stwierdzając że był uprzejmy i spokojny — chciał jedynie porozmawiać z ludźmi i nie zachowywał się w żaden sposób podejrzanie.

Niestety, zachowanie grupy doprowadziło do eskalacji, która zakończyła się tragedią. Po opuszczeniu lokalu, brat został zaatakowany na ulicy – co potwierdzają zarówno monitoring uliczny, jak i liczne zeznania świadków. Nawet kolega agresora zeznał, że: brat został dwukrotnie uderzony pięścią w głowę, popchnięty na ulicę, gdzie uderzył głową o asfalt, a następnie, będąc w pozycji klęczącej i bezbronny, został dwukrotnie kopnięty w tył głowy, po czym upadł i już się nie podniósł.
Wolne sądy platformerskie.